piątek, 27 listopada 2015

Skradzione chwile z Glamour

Muszę przyznać, że nie pamiętam, kiedy ostatnio miałam jakąś dłuższą chwilę dla siebie. Nie dość, że tempo życia mam ostatnio szalone, to jeszcze weekendy spędzam na uczelni, bo się człowiekowi zachciało "na starość" rozwijać. Pozostałe wolne chwile spędzam z juniorem, bo strasznie ich mało ostatnio. Dzisiaj trochę oszukałam. Miałam uczyć się na kolokwium z matematyki, która dla mnie jest bardziej niepojęta niż czarna magia. Ale wykradłam sobie godzinę na przerwę z kawą i kolorowym magazynem. Czas więc na szybki przegląd...



Pierwsze, co przyciągnęło mój wzrok - jeszcze na okładce - to "Alfabet akcesoriów". Odkąd zaczęłam stosować podpatrzoną u Kasi zasadę "7 ubrań na 7 dni", nauczyłam się, że to właśnie dodatki robią stylizację. Można co dzień zakładać te same elementy garderoby, ale dodatkami można im każdego dnia nadawać inny charakter. I to wcale nie ograniczenie, ale otwarcie nowych możliwości - o tym może jednak napiszę innym razem, a teraz wrócimy do dodatków. Bo w listopadowym "Glamour" znajdziecie ich naprawdę całe mnóstwo - od A do Z, a w dodatku będą to propozycje, które mają być najmodniejsze w tym jesienno-zimowym sezonie. Zajrzeć więc na pewno warto.


Jeśli już jesteśmy przy okładce, jej gwiazdą jest Karlie Kloss. Przyznam się bez bicia, że nie miałam pojęcia, kto to, ale rozmowa z nią szybko uświadomiła mi, że to nazwisko, które warto pamiętać. Ta dziewczyna to nie tylko jedna z czołowych topmodelek, ale przede wszystkim przedsiębiorcza kobieta z głową na karku. Sam wywiad czytało mi się ciężko, bo często jej odpowiedzi na pytania były niemal tej samej długości, co same pytania. Samo wprowadzenie do wywiadu było w gruncie rzeczy jego streszczeniem i nie trzeba było się wczytywać, ale samą postać naprawdę zapamiętać warto. No i wywiad kończy się moją ulubioną puentą "Człowiek ze wsi wyjdzie, ale wieś z człowieka nigdy".


Przyznam się Wam, że wiele lat temu kupowałam "Glamour" regularnie, ostatnio robię to okazjonalnie. Pamiętam je jeszcze, kiedy było dostępne w mniejszym formacie. Mam wrażenie, że od tamtego czasu gazeta dorosła - i to nie tylko wielkością, ale zawartymi w niej treściami. Bo naprawdę można tu znaleźć kilka fajnych pozycji.

Bardzo spodobała mi się rubryka "Generacja Glamour", gdzie znalazłam kilka naprawdę wartych przeczytania tekstów. Pierwszy z nich to "Przyjaciel z adopcji", który zachęca do adopcji psów ze schroniska, ale też opowiada o perypetiach i problemach, na jakie trzeba się przygotować. Wszyscy właściciele adoptowanych psów zgodnie jednak twierdzą, że dzięki swoim zwierzakom stali się innymi, lepszymi ludźmi. "Staramy się mu dać jak najwięcej miłości, a on nam się za to odpłaca. To jest taki karmiczny bumerang" - mówi "wujostwo" Liestyle o swoim piesku.


W tym samym dziale tekst "Życie na telefon", które przekonuje, że odstawienie komórki może okazać się zbawienne dla naszego zdrowia. Smartfony stały się narkotykiem naszych czasów, nie dość, że spędzamy przy nich ponad 8 godzin dziennie, to najczęściej też zasypiamy z nimi przy boku. A stąd już bardzo blisko do obniżenia odporności, a nawet chorób serca. Jak to możliwe? Przeczytajcie!


Następny warty zatrzymania tekst to "Hey, it's ok", który przekonuje nas, że to, że nie podążamy ślepo za trendami, ale często wiedziemy swoje życie nieco pod prąd, jest całkiem w porządku i nie dyskwalifikuje nas w żaden sposób. Bo jest w porządku spotykać się z młodszym facetem, wychowywać się na wsi, ponosić porażki, żyć w barterze, zaliczyć 12 nieudanych związków czy wybrać zawód niezwiązany z internetem...


Gdyby Wam było jeszcze mało, na koniec dorzucę coś równie ciekawego i wartego zatrzymania - tekst "Płeć nie gra roli".
- Możesz być kim chcesz i z kim chcesz, w zależności od pory roku. Bo to, kim chcesz być i z kim, może się zmieniać - czytamy.
Autorka przekonuje, że powinniśmy odrzucić stare podziały definiujące seksualność i spróbować włożyć je w nowe ramy. Dowiecie się tutaj kim są osoby panseksualne, hajseksualne, demiseksualne, interseksualne czy transgenderowe. Nie, nie, to żadne dziwactwa i bardzo łatwo w tych nowych definicjach znaleźć siebie. Tekst może nie należy do najlżejszych w tym magazynie, ale na pewno warty jest zatrzymania.


I to tyle, bo moja godzina dobiegła końca. Oczywiście w Glamour znajdziecie też sporo mody i porad urodowych, informacji ze świata gwiazd, czerwonych dywanów i ścianek, ale jest to tak oczywiste, że nie będę się już o tym rozpisywać.

A Wy czytacie "Glamour"? A może podpowiecie, co gości u Was jako relaksujące czytadło do kawy?