środa, 16 lipca 2014

Grawitacja - jak przetrwać?

Wyobraź sobie, że jesteś w kosmosie 375 mil nad ziemią, kończy ci się tlen, połączenie z bazą zostało zerwane, deszcz kosmicznego gruzu leci w Twoją stronę i nie masz nadziej na ratunek. Co zrobisz? Odpowiedź da Ci ten film - dla mnie jeden z lepszych wizualnie filmów, jakie widziałam.

Film pozornie nie ma skomplikowanej fabuły - odbywa się w jednym miejscu i rozgrywa się w dużej mierze na poziomie dialogu między jego bohaterami. Sandra Bullock gra tam panią inżynier, która po półrocznym szkoleniu w NASA zostaje wysłana w kosmos, aby podłączyć nowe urządzenie skanujące do teleskopu Hubble'a. Ta misja to dla niej także ucieczka, bo jest matką w żałobie po stracie swojej 4-letniej córki. Misja odbywa się pod nadzorem Matta Kowalsky'ego, weterana przestrzeni kosmicznej, którego marzeniem jest pobicie rekordu przebywania poza statkiem w przestrzeni kosmicznej (w tej roli genialny George Clooney). Przez cały czas astronauci kontaktują się ze słynnym Houston, jednak tym razem to właśnie baza w Houston zgłasza im problem, który za chwilę prowadzi do dramatycznych wydarzeń. Co ciekawe, Houston przemawia głosem Eda Harrisa, którego znamy z roli w filmie "Apollo 13". Dwoje astronautów na skutek katastrofy traci swój statek. Zostają sami w przestrzeni kosmicznej z niewielkim zapasem tlenu i rozpoczynają rozpaczliwą walkę, żeby wrócić do domu. Bo życie w przestrzeni kosmicznej jest niemożliwe: nie ma wody, nie ma tlenu i panuje przeraźliwa cisza - o tym informują nas już pierwsze zdania filmu.


To zupełnie inny film o kosmosie niż te, które widzieliśmy do tej pory. Nie jest to typowe s-f, które opowiada o kosmicznych wydarzeniach z przyszłości, to raczej thriller, który rozgrywa się tu i teraz i powoduje, że momentami żołądek kurczy się ze strachu i zapominamy oddychać. I za każdym razem, gdy wydaje się nam, że nic gorszego już się wydarzyć nie może, okazuje się, jak bardzo się myliliśmy. Nade wszystko jest to jednak historia o przetrwaniu, o samotności w obliczu zagrożenia i niesamowitej woli życia, jaka drzemie w człowieku. Nawet doświadczonym przez osobiste tragedie.

W obliczu strachu astronauci starają się oszukać swoją samotność mówiąc do Houston mimo braku połączenia. Momentami mamy wrażenie, że to trochę taka rozmowa z Bogiem. W dużej mierze ten film rozgrywa się na poziomie emocji i psychiki bohaterów, a my oglądając szybko zapominamy, że to tylko aktorzy i zaczynamy wczuwać się w przeżycia bohaterów. Widzimy, co dzieje się z człowiekiem i jego psychiką w obliczu katastrofy. Dużo tutaj prawdy o każdym z nas: jest miłość i strata, wytrwałość i odkupienie. Jest w końcu mistrzowski obraz czystego ludzkiego bólu zagrany przez Sandrę Bullock, która w tym filmie miała dość ciężkie zadanie, bo grać mogła głównie modulacją głosu, oddechem i wyrazem twarzy.


Oglądając "Grawitację" można dopatrzyć się również odniesień do macierzyństwa. Kosmonauci w swoich skafandrach przypominają trochę noworodki - mają duże głowy, ich ręce rozpaczliwie próbują chwycić to, co znajduje się przed nimi, a skafander powoduje, że ich kończyny wydają się tłuste i poruszają się nieporadnie. Liny, przymocowane do statku, które trzymają ich przy życiu, przypominają pępowinę. Jest też w filmie taki moment, kiedy Sandra Bullock we wnętrzu stacji kosmicznej zastyga w pozycji embrionalnej niczym dziecko w łonie matki, unosząc się w stanie nieważkości, niczym płód w płynie owodniowym.

Oczywiście specjaliści od  kosmosu pewnie dopatrzą się tutaj wielu błędów naukowych, ale to nie warstwa rozgrywanych wydarzeń jest tutaj najważniejsza. Bo rzeczywiście trochę trudno uwierzyć, że dowolny naukowiec podczas półrocznego szkolenia jest w stanie opanować obsługę nie tylko amerykańskiego, ale i chińskiego czy rosyjskiego statku kosmicznego.


Nie dziwi mnie, że film otrzymał Oscara za zdjęcia, bo widoki kosmosu i Ziemi widzianej z  przestrzeni kosmicznej, które oglądamy w filmie są urzekające. Widzimy noc panującą w kosmosie, a w tle niebiesko-szarą krzywiznę ziemi i magiczny wschód słońca. Można sobie wyobrazić, że taki właśnie widok ma Pan Bóg ze swojego balkonu. Ja oglądałam film w wersji tradycyjnej, ale wyobrażam sobie, że w wersji 3D, w której film również był dostępny, widoki zapierają dech w piersiach.

"Grawitacja" to film ani płytki, ani głęboki. Można zarzucić mu, że jest zbyt melodramatyczny, zbyt uproszczony, zbyt mistyczny. Ale z pewnością to film genialny. Najlepszy film o kosmosie, jaki widziałam.