Zgodnie z zapowiedzią na FB dziś na tapetę bierzemy kolejny kosmetyk dla dzieci, pozostając przy rossmanowskiej marce Babydream. Nie jestem włosomaniaczką, więc aż do chwili owych testów o zaletach tego szamponu nie miałam możliwości się przekonać. W trakcie testów z resztą też nie, bo u mnie szampon zupełnie się nie sprawdził. Pozostanę więc przy swoim osobistym przekonaniu, że produkty dla dzieci są dobre wyłącznie dla dzieci.
Szampon Babydream zachwalany jest przez włosomaniaczki jako idealny do podrażnionej skóry głowy. Jako, że ja swojej głowie zbyt wiele uwagi nie poświęcam, trudno jest mi to ocenić. Nie mniej, skoro jest dobry dla dzieci można przyjąć, że jest jednak łagodny. Produkt nie zawiera silikonów i SLS - nie znam się na tym, więc nie wiem, co i czy na tym zyskuję, ale dla zorientowanych pewnie jest to cenna informacja.
Po przeczytaniu tylu pochwał pod jego adresem na różnych blogach zrodził mi się w głowie pomysł, że wypróbuję go nie tylko na włosach juniora, ale i na własnych. I tutaj chyba moje oczekiwania związane z superlatywami, których się naczytałam przerosły rzeczywistość, bo mnie szampon nie tylko nie zachwycił, ale wręcz rozczarował. Po umyciu włosy są dobrze oczyszczone, ale też tak tępe i splątane, że bardzo trudno je rozczesać bez odżywki. Po wysuszeniu okazało się, że przy skórze głowy włosy są cudownie miękkie, za to końce włosów zaczęły przypominać zużytą szczotkę. Siano, siano i jeszcze raz siano. Nawet przy kolejnych myciach już swoim normalnym szamponem końce włosów nie doszły jeszcze do siebie.
Przyznać jednak muszę, że włosy nabrały po myciu pięknego połysku. Cóż z tego, skoro na drugi dzień miałam już wrażenie, że są obciążone i przetłuszczone, więc koniecznie było ponowne mycie (zwykle myję włosy co 3 dni). Być może jednak to efekt upałów, a nie wyłącznie samego szamponu - trudno mi tutaj wyrokować. Dopatrzyłam się jeszcze jednej zalety - ponieważ włosy mam rozjaśnione na blond, muszę uważać na żółknięcie włosów i stosować specjalne szampony, by temu zapobiegać. Po szamponie Babydream nie używałam tego specyfiku, a mimo to włosy były rozjaśnione i miały piękny odcień blond bez śladu żółci.
Co do wydajności szamponu, mimo dość lejącej, powiedziałabym
żelowo-oleistej, konsystencji jest on wydajny w przypadku główki
malucha. Gdybyśmy jednak zechciały używać go na swojej głowie, obawiam
się, że już taki wydajny nie będzie, bo szampon słabo się pieni, przez
co trzeba nakładać go więcej.
Szampon zapakowany jest w niebieską butelkę charakterystyczną dla serii
Babydream z charakterystycznym zwężeniem na środku, które ułatwia
trzymanie produktu. Jeśli chodzi o zapach, jest on charakterystyczny dla wszystkich produktów Babydream, jednak dla mnie pozostawia wiele do życzenia. Znam wiele marek kosmetyków dla dzieci, które pachną przyjemniej - nawet z tej samej półki cenowej, bo przyznać trzeba, że szampon ten kosztuje niewiele. O ile pamiętam, zapłaciłam za niego ok. 5 zł.
Jeśli chodzi o włosy juniora, produkt sprawdza się dobrze, bo nie mamy tutaj wobec niego żadnych szczególnych oczekiwań. Ot, po prostu ma myć włosy. Myślę jednak, że po jego zużyciu powrócimy do szamponu Hipp, który jest dość podobny w działaniu, ale ma przy tym piękny, migdałowy zapach.