Kupiłam tę wodę, bo pomyślałam sobie, że będzie idealnym rozwiązaniem na upały. Chłodna mgiełka rozpylona na twarz miała dać trochę ulgi, nie niszcząc przy tym makijażu. Szybko jednak odkryłam, że ta woda ma inne cudowne właściwości. Potem jej zalety sprawdziłam na juniorze i okazała się strzałem w dziesiątkę. Jeśli uważasz, że woda termalna w sprayu to zbędny luksus czy kaprys snoba, to zamierzam Cię przekonać, że... to jest luksus - ale niezbędny w każdej kosmetyczce.
O wodach termalnych w sprayu słyszałam już wiele lat temu i tak właśnie o nich myślałam - że to produkt marketingowy, który ma stworzyć w nas sztuczną potrzebę i chęć posiadania kolejnego gadżetu. Bo nie ukrywajmy drogie Panie, lubimy to przecież. Woda w sprayu warta kilkanaście czy kilkadziesiąt złoty wydaje się naprawdę absurdalnym zakupem - zwłaszcza już pewnie w męskiej ocenie.
Przy tegorocznych upałach stwierdziłam jednak, że skoro już się męczę w pracy zamiast odpoczywać nad brzegiem jakiegoś malowniczego oceanu, to odrobina luksusu w postaci takiej wody mi się należy. I kupiłam. Całe 300 ml, bo woda dostępna jest w trzech pojemnościach: 50 ml, 150 ml i 300 ml. Poszłam na całość, a co! W końcu lato ma być wyjątkowo upalne, a gdyby nawet synoptycy się mylili, to przecież będzie jak znalazł zimą, kiedy skóra wysuszona powietrzem odgrzejnikowym łaknąć będzie każdego nawilżenia.
Na początku używałam jej zgodnie z moim założeniem, czyli do chłodzenia się w upale. Jeśli nie przesadzi się z ilością, można ją spokojnie rozpylić na makijaż, a następne osuszyć delikatnie chusteczką i mamy odświeżenie bez naruszenia makijażu. To osuszanie to z resztą warunek niezbędny, bo jeśli zostawimy wodę na skórze dając jej samej wyschnąć, odparowując wysuszy nam ona skórę jeszcze bardziej. A przecież nie tędy droga... Zaraz potem wymyśliłam sobie, że woda będzie idealna do rozbudzania skóry po przebudzeniu. Taka poranna mgiełka rozpylona na twarz, to prawie jak poranny prysznic dla ciała. I wtedy zauważyłam, że to wcale nie jest taka zwyczajna woda. Bo zaczęły się cuda.
Woda świetnie łagodzi podrażnienia występujące na skórze, również te wynikające z nadmiernego przebywania na słońcu. Świetnie radzi sobie także z leczeniem pokrzywki - to sprawdziłam na juniorze, który dwa tygodnie temu został obdarowany przez los wysypką od stóp do głów. Kiedy już wszelkie procedury lecznicze nie pomagały i pani doktor przekonywała, że to wirus, więc trzeba po prostu przeczekać, stwierdziłam, że woda przecież nie zaszkodzi, a jak nie pomoże, to będziemy w punkcie wyjścia. Pomogła - pokrzywka zaczęła łagodnieć, więc na fali entuzjazmu zaopatrzyłam się jeszcze w balsam do ciała na bazie wody termalnej również od Avene i doleczyłam zjawisko do końca. No chyba, że wirus był w marketingowej zmowie z firmą Avene i na jej widok postanowił wycofać się po dobroci.
Ja pozostanę jednak przy przekonaniu, że to cudowne właściwości wody, bo zgodnie z zaleceniami producenta woda termalna doskonale zdaje egzamin w przypadku skóry wrażliwej, skłonnej do uczuleń i podrażnień. Woda łagodzi oparzenia słoneczne, podrażnienia, pokrzywkę czy zaczerwienienia po goleniu lub depilacji. Świetnie sprawdza się również jako forma utrwalenia wodoodpornego makijażu, po ćwiczeniach czy w podróży. Woda pakowana jest przy źródle w sterylne opakowanie, więc może być także stosowana na drobne rany, otarcia czy skórę po zabiegach chirurgicznych. Świetnie powinna się też sprawdzić w przypadku cery naczynkowej właśnie ze względu na swoje kojące właściwości. Co ważne, może być stosowana u niemowląt i dzieci bez względu na wiek.
Ja jestem bardzo pozytywnie zaskoczona działaniem tej wody i wiem, że to opakowanie nie jest ostatnim, a woda termalna już na stałe zagości w mojej łazience i torebce. Choć do torebki zamierzam jednak sprawić sobie mniejsze opakowanie, bo ta 300 ml butla to mało poręczny element w torebce. Wszystkim posiadaczom wrażliwej skóry polecam, a sceptykom doradzam - spróbujcie! Ta woda potrafi naprawdę miło zaskoczyć!