niedziela, 9 lutego 2014

Kolor pożądania

Kolorówka Topshop jest dostępna w Polsce od 2011 roku. Od dłuższego czasu kusiło mnie, żeby wypróbować coś z ich oferty. Jedyny sklep Topshop jest jednak w Warszawie więc nie było to łatwe. W końcu udało mi się zdobyć pomadkę, a właściwie błyszczyk w pomadce Lip Bullet w kolorze Covet. O ile jej kolor mnie uwiódł, to tyle już sama pomadka niekoniecznie.



Choć w sztyfcie pomadka wygląda na ciemny pomarańcz, nie dajcie się zwieść. Covet - w tłumaczeniu "pożądać" - to kolor, który określiłabym jako "różowy nude", bardzo zbliżony do łososiowego. Choć pomarańczy unikam jako ognia, ten odcień doskonale się sprawdził przy moim chłodniejszym typie urody.

Wykręcany sztyft bardzo miękko rozprowadza się na ustach, co pewnie jest zasługą znajdujących się w składzie olejku jojoba, masła shea i masła z mango. Podczas malowania ma się wrażenie, że nanosimy balsam do ust, a nie pomadkę. Połysk jaki pozostaje na ustach potwierdza, że sztyft ma w sobie coś z błyszczyku.

Jeśli nałożymy sztyft raz, uzyskujemy bardzo delikatny kolor. Z każdą kolejną aplikacją kolor zyskuje na intensywności. Nie należy tutaj jednak przedobrzyć, bo jeśli nałożymy na usta zbyt dużo koloru, zaczyna on się ważyć na ustach i zbierać w zagłębieniach. Po dłuższym noszeniu miałam też wrażenie, że delikatnie zasycha na ustach. Podobno to jednak wada tylko tego koloru, więc pewnie z ciekawości sięgnę po jeszcze jeden.


Miękka kremowa konsystencja balsamu do ust jest bardzo komfortowa podczas noszenia, jednak nie pozostaje na ustach zbyt długo. Sztyft ze względu na swoją konsystencję wymaga też raczej idealnych ust, najlepiej po peelingu, bo podkreśla wszystkie niedoskonałości.

Bardzo pomysłowe i wygodnie w użyciu jest natomiast opakowanie, które przypomina kredkę.


Muszę przyznać, że to spotkanie z Topshopem zaintrygowało mnie na tyle, że jestem ciekawa ich innych kosmetyków. A Wy macie jakieś swoje ulubione kosmetyki z sieciówek?