To jeden z tańszych tuszów do rzęs Bourjois, bo kosztuje ok. 30 zł, ale w promocji często można ją nabyć nawet w cenie ok. 20 zł. Swoim przyjemnym zapachem przypomina Volume Glamour, o którym już Wam wcześniej pisałam. Podobnie również jak VG rzęsy po nałożeniu go nie są sztywne, ale bardzo elastyczne. Jego opakowanie w porównaniu do poprzednich jest dość grube, co pewnie jest podyktowane jego szczoteczką.
A jeśli już o szczoteczce mowa, nie do końca niestety mi ona odpowiada. Jest duża, a do tego bardzo sztywna i kłująca, trudno jest używać jej tak, by nie drapać powiek. Trzeba też wiele wysiłku, żeby dobrze nią pokryć rzęsy, ale naprawdę warto, bo efekt jest zdumiewający. Po nałożeniu jednej warstwy tuszu, efekt jest bardzo naturalny, a rzęsy są pięknie rozdzielone. Oczywiście trzeba uważać, aby nie nabrać zbyt wiele tuszu na szczoteczkę, bo wtedy posklejane rzęsy gwarantowane.
Producent zachęca nas jednak, by nakładać kolejne warstwy tuszu, by osiągnąć oczekiwany efekt. Zaliczam to do zalet tego tuszu, bo w zależności od tego, jak wiele warstw nałożymy, możemy zyskać naturalny, dzienny makijaż lub mocniejszy wieczorowy. Ja skończyłam na dwóch, bo bałam się, że kolejne mogą pokleić moje niezbyt okazałe rzęsy. Jego zaletą jest również to, że bardzo szybko zasycha na rzęsach, więc nie ma praktycznie ryzyka odbijania się tuszu na skórze. Być może to wynik jego konsystencji, bo nie jest on rzadki, a nawet powiedziałabym, że bardziej kremowy.
Mascara nie kruszy się w ciągu dnia, ale niestety jest zupełnie nieodporna na wilgoć. Nie jest wodoodporna, więc w sumie nie można mieć o to do niej pretensji, ale drobne łzawienie przy krojeniu cebuli sprawiło, że wyglądałam jak rasowy miś panda. Nie miałam również żadnych problemów ze zmyciem tuszu przy pomocy zwykłego płynu do demakijażu oczu.
Jak zapewnia producent tusz jest testowany oftalmologicznie - nadaje się on dla osób z wrażliwymi oczami oraz tych noszących szkła kontaktowe. Nie jestem w stanie tego zweryfikować na sobie, bo nie zaliczam się do żadnej z tych grup.