Trudno jednoznacznie powiedzieć, o czym jest ten film. "Wielkie Piękno" to historia człowieka, miasta i kraju. To rozpacz nad rzeczywistością, która nie jest idealna, a jednak ma w sobie coś pięknego. To coś jak bilans życia człowieka, który zmusza nas samych do refleksji pokazując aż nadto absurdów rzeczywistości. To film olśniewająco ambitny, a do tego pięknie nakręcony. Wszystko tutaj gra ze sobą - fantastyczne zdjęcia - dawno nie widziałam filmu, który tak bardzo urzekłby mnie obrazem, a do tego świetnie dobrana muzyka i dobra gra aktorska. Nic dziwnego, że przypadł mu Oscar dla najlepszego filmu obcojęzycznego.
Dziennikarz Jep Gambardella od dziesięcioleci mieszka w Rzymie, gdzie porwało go wystawne nocne życie. Mieszka w apartamencie z widokiem na Coloseum. W towarzystwie uchodzi za legendarnego pisarza, choć na swoim koncie ma zaledwie jedną powieść. Pracuje jako dziennikarz. Kiedy poznajemy go w filmie, bohater świętuje swoje sześćdziesiąte piąte urodziny, które stają się dla niego punktem bilansu swojego życia. "Mam za mało czasu, by robić rzeczy, na które nie mam ochoty" - mówi w pewnym momencie główny bohater. W filmie pada wiele zdań, które jak to zapadają w pamięć. Razem z nim wyruszamy na wycieczkę po Rzymie, który jest pokazany jako miasto przepychu i groteski, dekadenckiego bogactwa, jako miejsce gdzieś pomiędzy niebem a piekłem.
"Wielkie Piękno" to słodko-gorzka komedia. Rola głównego bohatera jest skonstruowana w taki sposób, że przed oczami od razu staje nam Marcelo Mastoriani w filmie "Dolce Vita". Obaj bohaterowie bowiem korzystają z uciech cielesnych i towarzyskich Rzymu, a jednocześnie z nich drwią. To trochę jakby tamten obraz Rzymu, ale przeniesiony w czasu współczesne.
Jep Gambardella uświadamiając sobie, że jego życie zmierza ku końcowi zastanawia się, gdzie jest owo tytułowe piękno. Nie ma go w przeszłości, która wraca do niego we wspomnieniach, gdy dowiaduje się, że zmarła kobieta będąca jego wielką, pierwszą miłością. Nie widzi też piękna w nieznanej przyszłości i nie dostrzega go w złudnej teraźniejszości. Gdybym ja miała wskazać piękno w tym filmie - wskazałabym chyba na sam Rzym.
Film przykuwa uwagę od samego początku, który wydaje się krótkometrażowym portretem Rzymu. Migające, zmieniające się obrazy sprawiały, że nie mogłam oderwać oczu od ekranu. Widzimy spacerujących turystów robiących zdjęcia, słychać muzykę sakralną, kamera jednak przesuwa się dalej i przenosi na jakąś szaloną imprezę pełną alkoholu, rozdygotanych w rytm jednostajnej muzyki ciał i kokainy.
"Wielkie Piękno" to także pełno absurdalnych postaci, których możemy poszukać w sobie, a z pewnością dostrzegamy podobne w naszym otoczeniu. Jest cała galeria kobiet: naga performerka, która rzuca się na kamienną ścianę, dziewczynka-malarka, która rzuca się na swoje płótna niczym dziki kot, podstarzała striptizerka nadal jednak atrakcyjna mimo wieku oraz zagadkowa zakonnica w wieku lat 104, która potrafi kontrolować stado flamingów na kamiennym ganku. I do tego szefowa karlica. Jest w końcu postać Stefanii, która jest gwiazdą telewizji i uważa się za lepszą od zwykłych ludzi, choć jej prawdziwy obraz obnaża Gep podczas dyskusji podkreślając, że tak naprawdę uważający się za wyższą warstwę społeczną ludzie znajdują się na krawędzi rozpaczy i wszystko co mogą robić, to trzymać się razem i sobie z tego żartować.
Sporo tutaj także dziwnych męskich postaci. Jest kardynał, dawniej wzięty egzorcysta, który ma aspiracje zostać papieżem, a podczas spotkań rozmawia wyłącznie o jedzeniu. Jest przyjaciel głównego bohatera, który robi wszystko dla kobiety, o której względy zabiega, mimo, że ona traktuje go jak zło konieczne.
Przez cały czas można zastanawiać się, gdzie to wielkie piękno ukryte w tytule, gdy na ekranie oglądamy właściwie jego przeciwieństwo. Film pokazuje pustkę życia i nieuchronność śmierci, uświadamiając nam przy okazji, że piękno jest wszędzie, należy tylko potrafić je dostrzec.
Pierwszy raz nie potrafię chyba zebrać myśli po filmie na tyle, by podzielić się wszystkimi moimi refleksjami. Myślę, że obejrzę go kolejny raz, by uporządkować myśli. Mam nadzieję, że nie wystraszyłam Was tymi dość wyszukanymi i chaotycznymi nieco przemyśleniami i jednak obejrzycie film. A obiecać mogę, że to czysta przyjemność ze względu choćby na naprawdę piękne obrazy.
Nigdy nie byłam w Rzymie, ale jestem też ciekawa, jak obrazy Rzymu mają się do rzeczywistości. Może ktoś z Was był i może coś powiedzieć?