sobota, 13 czerwca 2015

Tajemnica Filomeny - o przebaczeniu i poszukiwaniu prawdy

To jeden z tych filmów, które miałam w planach obejrzeć już dawno. "Tajemnica Filomeny" to historia oparta na prawdziwej historii opisanej przez brytyjskiego dziennikarza, Martina Sixsmitha. To opowieść o utracie dziecka, o nieprzemijającej miłości macierzyńskiej i tym, czym jest przebaczenie. I choć sam film porusza kilka ciężkich gatunkowo tematów - takich, przy których momentami trudno powstrzymać łzy - cała historia opowiedziana jest w taki sposób, że co jakiś czas przez łzy przebija uśmiech.


Tytułową rolę - Filomeny Lee - zagrała Judi Dench i zrobiła to po mistrzowsku. Stworzona przez nią kreacja to małomówna, starsza kobieta i zagorzała katoliczka. Pewnego dnia zwierza się swojej córce, że 50 lat wcześniej została zmuszona do oddana do adopcji syna, którego urodziła w prowadzonym przez zakonnice domu dla samotnych matek. Stało się tak, bo rodzina wstydząc się nastoletniej córki w ciąży, oddała ją tam pod opiekę. W rzeczywistości młode dziewczyny były zmuszane tam do ciężkiej, niewolniczej pracy za wikt i opierunek. Z dziećmi mogły spędzać zaledwie godzinę dziennie, a z czasem i tak je traciły, bo zakonnice oddawały je do adopcji bogatym rodzinom katolickim, czyniąc z tego dla siebie świetnie prosperujący biznes. Kobieta, która całe życie nie może odżałować utraty dziecka, po latach postanawia go odnaleźć, aby dowiedzieć się, czy jest szczęśliwy i czy dobrze mu się wiedzie.


W tej podróży śladami syna towarzyszy starszej pani nieprzyjemny i zmęczony życiem korespondent BBC, który stracił pracę rządowego doradcy i musi na nowo budować swoje życie zawodowe. Postanawia, że pomoże znaleźć Filomenie syna, a cała historię opisze dla ludzi spragnionych ckliwych, życiowych historii. Tak zaczyna się ich podróż, wiodąca aż do USA, z której każde z nich powróci zmienione. Tutaj historia wymyka się wszelkim schematom i ciężko stwierdzić, czy oglądamy dramat, film przygodowy czy może uczestniczymy w rozwikływaniu tajemniczej zagadki.W pewnym momencie dziennikarz zaczyna angażować się w tę historię. Momentami widać, jak walczy w sobie pomiędzy pomocą kobiecie a zawodową koniecznością opisania historii. O tym, jak kończy się ta historia nie napiszę, bo mam nadzieję, że zechcecie to sami zobaczyć.

Bohaterowie to zupełne przeciwieństwa. Filomena to kobieta pozbawiona poczucia humoru, która zupełnie nie rozumie retoryki Martina. To postać skromna, prosta, momentami nieżyciowa. Uwielbia za to czytać romanse, a wszelkie luksusy stanowiące codzienność podróży, bierze za prezenty - tak np. traktuje czekoladki na poduszce, które uważa za wyjątkowy gest w stosunku do jej osoby.



Na swój sposób to film o przebaczeniu.Główna bohaterka, mimo, że okrutnie skrzywdzona przez kościół i ludzi z nim związanych, trwa w silnej wierze, a przebaczenie, którym obdarowuje tych, którzy odebrali jej wszystko co kochała, wydaje się wyczynem nie tylko niepojętym, ale wręcz zupełnie niezrozumiałym. Dziennikarz, który z resztą jest ateistą, przekonuje się, że kościół pełen jest hipokryzji i stara się zamieść wszystko pod dywan, szukając winnych wokół. Nie potrafi tego zrozumieć, a już zupełnie wybaczyć. Inaczej niż Filomena, która nie tylko zdobywa się na wybaczenie, ale przez cały czas, mimo odkrywania kolejnych faktów w tej historii, próbuje wytłumaczyć sobie postępowanie zakonnic. W umiejętny i pełen miłości sposób oddziela bowiem wiarę od kościoła instytucjonalnego.


Ciężkich tematów, jak już wspomniałam, w tym filmie jest więcej. Obok wstydliwego tematu nieślubnych dzieci, pojawia się temat homoseksualizmu oraz bezradności i niechęci, która nie pozwoliła zrobić nic z rozlewającą się na świecie falą AIDS.

"Tajemnica Filomeny" to słodko-gorzka historia, która dla głównego bohatera i nas oglądających ten film, jest lekcją pokory, choć budzi w nas gniew z powodu tego, że popełnione czyny nie zostały w żaden sposób ukarane. Ale to nie jest film o poszukiwaniu zemsty, ale o poszukiwaniu prawdy...